niedziela, 30 października 2011

listopadowe smutasy

......Czerniaków....dzieciństwo mojego taty...historie o latach dorastania....o bójkach...o piosenkach Grzesiuka...o ludziach z Kapeli Czerniakowskiej...o podrywaniu dziewczyn w Łazienkach...o wagarach...pierwszych butelkach taniego wina...modzie na bitelsówy...marzeniach o posiadaniu jeansów...

......Czerniaków...moje niezapomniane chwile na niedzielnym obiedzie u babci Krysi i dziadka Edka...

Ponad 10 lat temu umarli moi dziadkowie. Do domu gdzie pachniało kompotem z truskawek  wprowadzili się obcy mi ludzie. Ktoś wstawił plasikowe okna, powiesił swoje firanki i zamieszkał tam ze swoim życiem.
Wierzby przed blokiem pewnie nie szumiały już tak samo a pomiędzy filarami śpiewał inny wiatr...
....nie odwiedzałam  przystanku na którym zatrzymywał się 195...nie chodziłam po Czerniakowskiej...nie było tam nikogo mi bliskiego...
.....a jednak wciąż gdzieś tam serducho się rwało...i całe sterty karek zapisanych wspomnień mieszkały przy ul.Iwickiej...

Dopiero po ponad dziesięciu latach odwiedziłam to miejsce.

....był stary sklep tak samo obskurny jak dawniej...i płyki chodnikowe nie najlepszej jakości....smutny plac na którym kiedyś było tętniące życiem przedszkole...i placyk betonem wylany na którym zimą stała woda i zamarzała tak ,że jeździliśmy na butach jak na lodowisku .... nawet menele byli tacy jak dawniej - tylko twarze jakieś inne...

...i wszystko prawie takie samo było.... prócz "mojego" podwórka....


....tu gdzie stoi zielony samochód były drabinki na których spędzałam czasem kilka godzin dziennie , na placyku były też dwie chuśtawki... a została tylko mała pisakownica z betonowymi murkami pełna śmieci...
...w miejscu gdzie teraz stoją niskie drzewa był betonowy basen z wielką wierzbą płaczącą rosnącą na półwyspie. Całe dnie latem dzieciaki taplały się w tym basenie....był gwar i radośc i pościerane od betonu kolana...i sine usta z zimna ...bo przecież ile można


....najbardziej chyba zasmucił mnie brak filarów a raczej ich zabudowa....tam grało się w piłkę gdy padał deszcz i rysowało kredą po ścianach (taki maly dziecięcy wandalizm :)) ... na ławkach spotykała się młodzież...
....każdego roku w dzień dziecka odbywały się imprezy...był Pan z mikrofonem i można było wygrac upragnione cukierki albo okrągłe gumy do żucia:)...to tu poraz pierwszy i ostatni w moim życiu mimo mojego kompletnego braku talentu publicznie zaśpiewałam piosenkę o Pipi. Nagroda była bardzo cenna więc było warto:)

....ta czerwona kostka też jakby nie z tej bajki :( jakby ktoś wkleił "nowe" w stare  bez żadnego pomysłu...

...tu gdzie latarnia , na piewszym piętrze mieszkali moi dziadkowie... Pod oknem stała ławka gdzie spotykali się sąsiedzi. Tu zawsze można było spotkac dziadka ze swoim radiem tranzystorowym:) oczywiście pod warunkiem że nie siedział w domu  na swoim fotelu przy oknie z popielniczką na  parapecie.
Zawsze wypatrywał gości gdy babcia w wałkach na głowie krzątała się po kuchni...

...teraz wszystko wymarło....świat się chyba przewrócił do góry nogami...po podwórku nie biega żadne dziecko...cisza jakaś obca...nikt juz prania nie wiesza na dworze...i młodzież nie siedzi w ciągu dnia na ławkach...wszyscy pozamykani w swoich czterech ścianach.
....smutne

...dobrze ,ze w pamięci pozostał wiatr pomiędzy filarami i wierzba topiaca włosy w tętniącym życiem basenie...rosół z babcinymi kluskami i kruche ciasto z galaretką...wino co dziadek w kieliszek nalał jak rodziców w pobliżu nie było, diabelnie słodkie ale swoje...zapach konwaliowych babcinych perfum...spotkania z rodziną przy wielkim stole i wygłupy z siostrami w pokoju obok... ręcznie robione serwetki....opowieści dziadka o II Wojnie Światowej , o wojnie w Koreii... o  romansie z Koreanką ze starej fotografii ,na które babcia zawsze reagowała tak samo...uśmiechem ...żeby nie powiedziec śmiechem...

...i ten dom babciną dobrocią wypełniony ,takiej ciepłej małej kobitki o ogromnym sercu.

2 komentarze:

  1. świat z pewnością się przewrócił.... a czy do góry nogami? chyba jeszcze nie bo wtedy wyleciałoby już wszystko z tego koszyka a jak na razie resztki które zdążyły się przyczepić do ścianek jeszcze dosychają albo gniją pomału w zakamarkach tego koszyczka-świata....;)

    OdpowiedzUsuń